Województwo lubuskie jest jedną z szesnastu głównych
jednostek podziału administracyjnego Polski utworzoną
w 1999 roku prawie w większości z terytoriów dawnych
województw gorzowskiego i zielonogórskiego oraz
niewielkiej części leszczyńskiego. Województwo
posiada najmniejszą liczbę ludności i wynosi ona trochę
ponad milion mieszkańców. Obejmuje obszar o
powierzchni 13 987,88 km2. Siedzibą wojewody jest
Gorzów Wielkopolski, a władz samorządu województwa
- Zielona Góra. Województwo Lubuskie ma niewiele
wspólnego z historyczną ziemią lubuską, a miasto
Lubusz, od którego wzięła się nazwa leży tuż za granicą
państwa w Niemczech. Na terytorium województwa
składają się ziemie kilku historycznych krain - Ziemi
Lubuskiej, Dolnego Śląska, Nowej Marchii, Łużyc
Dolnych i Wielkopolski. Prawie połowę obszaru
pokrywają lasy i sprawiają one, że jest to najbardziej
zalesione województwo w kraju. Z tego też powodu,
podróżując po tym terenie pociągami, w zasadzie widać
ciągle las i las. Przebieg linii kolejowych ma niewiele
wspólnego z obecnymi granicami województwa a
niektóre szlaki zostały wielokrotnie sztucznie przez nie
pocięte. Tylko częściowo obecna granica województwa
pokrywa się mniej więcej z przedwojenną granicą polski,
z tym, że większość województwa leży na ziemi
należącej do początku 1945 roku do niemiec. Natomiast
południowa granica obszaru przecina linie kolejowe
mniej więcej tam gdzie przechodziła dawniej granica
województw legnickiego i jeleniogórskiego oraz granica
Zachodniej Dyrekcji Okręgowej Kolei Państwowych. Na
terenie województwa znajdują się 42 miasta, do ponad
połowy z nich można dziś dojechać pociągiem, i są to:
Babimost, Bytom Odrzański, Czerwieńsk, Dobiegniew,
Drezdenko, Iłowa, Kostrzyn n/Odrą, Małomice,
Międzyrzecz, Nowa Sól, Nowogród Bobrzański, Ośno
Lubuskie, Rzepin, Skwierzyna, Słubice, Sulechów,
Sulęcin, Świebodzin, Torzym, Witnica, Zbąszynek,
Żagań, Żary i oczywiście dwa miasta główne, czyli
Zielona Góra i Gorzów Wielkopolski. Niestety druga
połowa miast już takiego szczęścia nie ma, choć gdyby
zapytać mieszkańców, czy potrzebna jest im kolej, to
pewnie większość miałaby to w nosie. Miasta bez
pociągów pasażerskich to: Gubin, Jasień, Krosno
Odrzańskie, Lubsko, Szprotawa i Wschowa. Oczywiście
roszady rozkładowe mogą sprawić, że do niektórych
miast jeszcze wrócą pociągi, a te które obecnie posiadają
komunikację kolejową, mogą jej w przyszłości nie mieć.
Duże szanse na przyszłość bez pociągów, mają na pewno
Ośno Lubuskie i Sulęcin, a z Wschową jest różnie, jest
jakby zawieszona w powietrzu, leży na głównej linii
kolejowej i tylko od widzimisię władz i przewoźników
zależy czy wrócą tam pociągi. Pozostałe miasta
województwa, nie mają już raczej żadnych szans na
powrót pociągów, a linie kolejowe w nich są od dawna
nieczynne lub już rozebrane, czy to oficjalnie, czy to
przez złodziei złomu. Są to: Cybinka, Gozdnica,
Kargowa, Kożuchów, Łęknica, Nowe Miasteczko,
Sława, Strzelce Krajeńskie, Szlichtyngowa, Trzciel. Do
jednego jedynego miasta kolej została rozebrana i żadne
obecne władze nie miały na to wpływu. Stało się to w
lutym 1945 roku i są to Lubniewice. Pierwszy odcinek
kolejowy leżący w granicach obecnego województwa
został oddany do użytku już na jesieni 1846 roku i wiódł
z Węglińca do Żar. Już zaledwie dwa miesiące później
oddano do użytku odcinek z Jankowej Żagańskiej do
Głogowa. W ten sposób to właśnie stacja Jankowa
Żagańska stała się pierwszą stacją węzłową w
województwie. Odcinek Węgliniec - Żary stał się
fragmentem pierwszego połączenia Wrocławia z
Berlinem i w późniejszym okresie otrzymał kilometraż
biegnący w przeciwnym kierunku, czyli od Berlina do
Wrocławia. Odcinek z Jankowej Żagańskiej do Głogowa,
po wybudowaniu dalszej jego części w kierunku Leszna
otrzymał kilometraż Leszno - Jankowa Żagańska i taki
jest widoczny do dzisiaj, gdy z niektórych słupków na
tym szlaku odpadnie cement zasłaniający stare cyfry. Po
drugiej wojnie światowej i przekilometrowaniu
odcinków, powstały z tych najstarszych szlaków trzy
różne linie kolejowe. Po wojnie wszystko na najstarszej
stacji w województwie toczyło się utartym schematem,
czyli pociągi jeździły we wszystkie strony i wydawać się
by mogło, że tak zostanie na zawsze. Niestety wraz z
nowymi czasami źle się zaczęło dziać na stacji Jankowa
Żagańska. Najpierw zniknęły pociągi z najmłodszej linii
do Przewozu. Później w niezauważony sposób pociągów
zabrakło na odcinku do Żagania. Po linii tej sporadycznie
kursowały pociągi wytrasowane tylko na nią i dlatego
prawie nikt nie zwrócił uwagi, że ten sam pociąg
pojechał już w kolejnym roku trasą przez Żary. W roku
2002 zawieszono mimo licznych protestów mieszkańców
pociągi z Żar do Węglińca. Jednak kilka lat później
wróciły one ponownie na tę linię i jak na razie po dziś
dzień po niej kursują. Dworzec na najstarszej stacji miał
mniej szczęścia, od wojny nie był remontowany bardziej
niż by to wynikało z bieżących potrzeb naprawczych. W
efekcie dziś jego stan jest opłakany i tragiczny, choć w
obiekcie nadal mieszkają rodziny byłych kolejarzy. O
pozostałych obiektach lepiej nie wspominać, gdyż tu na
tej stacji szczególnie widać na murach, brak
jakiegokolwiek pomysłu an wykorzystanie pokolejowych
obiektów. Ostatni akt dramatu na stacji miał miejsce
późnym wieczorem 27 października 2002 roku, wtedy to
spłonęła położona przy głównym przejeździe drogowym
nastawnia wykonawcza JŻ1, przyczyną prawdopodobnie
było pozostawienie przez nastawniczego schodzącego ze
służby wieczorem o godzinie 21.00, włączonego piecyka
elektrycznego. Pożar ten przyczynił się do przebudowy
urządzeń sterowania ruchem na stacji, ale za nim to
nastąpiło to przez długi czas wjazdy i wyjazdy ze stacji
odbywały się na rozkazy szczególne. Świadkami tych
zdarzeń były martwe semafory w północnej części stacji,
pozbawione przecież swojego sterowania. Opisując linie
kolejowe w każdym województwie w tym i lubuskim,
warto przyjąć zasadę opisywania linii od najmniejszego
do największego numeru, co pozwoli zachować porządek
w tej całej historii.

Po wspomnieniach z najstarszej stacji
węzłowej przenieśmy się więc na środek województwa.
Przebiega tu linia kolejowa nr 3, oznaczona również
międzynarodowym numerem jako magistrala E20.
Linia
biegnie z Warszawy Zachodniej do granicy państwa
przez kilka województw. W lubuskim znajduje się jej
końcowy stukilometrowy odcinek, który został otwarty
jako jednotorowy w roku 1870 na całym szlaku z
Poznania do Frankfurtu. Drugi tor dobudowano na tej
linii w roku 1898 lub najdalej rok później. Do czasu
powstania drugiego toru, na nieistniejącym już dziś
dawnym przebiegu linii między Zbąszyniem a
Szczańcem istniała mijanka, którą z braku dokumentów,
choć pozostały po niej wyraźne ślady możemy śmiało
nazwać Dąbrówka. Przestała ona istnieć na początku XX
wieku. Linia od początku swego istnienia posiadała
prawie na pewno kilometraż biegnący od Frankfurtu do
Poznania. Na skutek ustalenia nowej granicy państwa po
odrodzeniu się Polski, tuż przed obecnym posterunkiem
Chlastawa, zaistniała potrzeba budowy pruskiej stacji
granicznej. Pierwotne plany zakładały jej budowę po obu
stronach przebiegu linii kolejowej, ale na oddanie ziemi
pod taką inwestycję nie zgodzili się właściciele działek
po obu stronach linii. Natomiast problemu nie robili
mieszkańcy Kosieczyna, oddając, często bezpłatnie,
ziemię pod budowę nowej stacji. Budowa stacji trwała
wraz z pracami końcowymi do 1930 roku. Przez ten czas
ruch odbywał się, częściowo po oryginalnych
przebiegach linii, na podstawie specjalnych umów
granicznych z Polską. Pierwszy peron pasażerski na
budowanej nowej stacji Neu Bentschen, nazwanej tak od
sąsiedniego Zbąszynia, znajdował się w okolicy
wiaduktu kolejowego nad ulicą Kosieczyńską na obecnej
stacji Zbąszynek Towarowy. Tak pozostało do czasu
oddania do użytku nowego dworca i obecnych peronów.
Zanim ostatecznie odłączono stare przebiegi linii, to
wjazd na nie odbywał się poprzez prowizoryczne
posterunki odgałęźne Chlastawa i Boleń. Pamiątka po
tym przełożeniu linii kolejowej w nowe miejsce będzie
widoczna po wsze czasy choćby na mapach, w postaci
nienaturalnego wygięcia prawie prostego odcinka
Poznań - Frankfurt, a także za sprawą ukrytych w lasach
potężnych nasypów kolejowych, które jak wiadomo są
budowlami ziemnymi, a te należą do najtrwalszych
pomników ludzkości. W latach ostatniej wojny na linii
powstał szereg posterunków odstępowych, które były
potrzebne z racji dużo większej niż normalnie ilości
pociągów, głównie wojskowych, z racji szeroko
zakrojonych działań hitlerowców na froncie wschodnim.
Pominięcie przez maszynistę semafora na jednym z
takich posterunków stało się przyczyną poważnej
katastrofy kolejowej, w której zginęło około 300 osób.
Do zdarzenia doszło w 1941 roku na odstępie Grochoń -
Drzewce. Wraz z upływem czasu na linii powstawały
kolejne stację węzłowe. Pierwszą z nich był Rzepin, zaś
ostatnią właśnie Zbąszynek. W latach 1996-1998
gruntownie zmodernizowano linię, przebudowując wiele
stacji i zmieniając zakres ich czynności. Do końca jednak
ta linia nie została zmodernizowana, na przebudowę
czeka choćby stacja Świebodzin, a przyszłość może
pokaże, że linię puści się ponownie prosto, po starych
nasypach? W roku 2008 w ciągu zaledwie trzech
miesięcy koleje niemieckie zbudowały od podstaw nowy
most na Odrze w Słubiach, gdyż stary był tak
wyeksploatowany, że nie nadawał się nawet do remontu.
Kilka dworców na tej linii nie przetrwało do obecnego
czasu. Mały budynek na przystanku w Mostkach poległ
podczas modernizacji peronów, dworzec w Buczach,
zresztą przepiękny, na który nawet samoistnie zwrócił
uwagę konserwator zabytków, został porzucony i po
długim szabrowaniu, zburzony około 2005 roku.
Dworzec w Torzymiu spłonął podczas działań
wojennych, a dokładnie to pewnie podpalili go radzieccy
żołnierze podczas marszu na Berlin. Dworzec w
Kunowicach poległ podczas rozbudowy tej stacji w
latach 60. A gmach, który wówczas powstał, dziś jest
kompletnie nikomu niepotrzebny i stoi pusty choć jest
pilnowany. Większość nastawni na posterunkach
odstępowych przepadła zaraz po tym jak przestała być
potrzebna. Swoją rolę do końca utrzymał posterunek
Gajec, który został zamknięty w trakcie modernizacji
linii i od razu zburzony. Natomiast przez wiele lat
nieczynny posterunek Pniów, straszył ruiną stojąca tuż
przy torze, aż w końcu został zburzony ledwie ze trzy
lata temu. Od linii odchodziły dwie dłuższe bocznice,
jedna prowadziła ze stacji Bucze do kopalni i
brykietowni węgla brunatnego w Buczynie i została
zlikwidowana jeszcze na długo przed wojną, a druga
istniała tylko przez kilka wojennych lat i odchodziła od
stacji Drzewce prowadząc na plac budowy autostrady,
która zresztą nigdy wtedy nie powstała.

Następną w
kolejności linią przechodzącą częściowo przez
województwo lubuskie jest linia kolejowa nr
14 Łódź
Kaliska - Tuplice, której kilometraż kończy się na
granicy państwa. Tej linii kolejowej aż dwa fragmenty
znajdują się w granicach województwa. Pierwszy
odcinek znajduje się we wschodniej części województwa
i ma długość około 18 kilometrów, mieszczą się na nim
dwie stacje: Wschowa i Stare Drzewce. Dworzec na tej
pierwszej stacji powstał wraz z budową odnogi do
Głogowa kolei Wrocławsko - Poznańskiej i jest
architektonicznie podobny do dworca w Żmigrodzie. I
ten budynek jest mocno zaniedbany, zlikwidowano
nawet kasę towarową. W środku budynku znajduje się
kasa pancerna, którą otwiera się składanym na dwie
części kluczem. Kasę wbudowano w roku 1938, co do
dziś jest zapisane na niej ołówkiem. Na stacji znajdowała
się kiedyś wieża ciśnień, jej identyczna kopia istnieje po
dziś dzień na stacji Krosno Odrzańskie. Istniała tu
również parowozownia przeznaczona dla parowozów
obsługujących linię do Lipinki Głogowskiej. Z
ciekawostek warto dodać, że we Wschowie zdarzyły się
co najmniej dwa wypadki, spowodowane tym, że
pasażerowie zagapili się lub przysnęli i musieli
wyskakiwać z pociągu w biegu, lądując zwykle na
pędniach biegnących do semafora wjazdowego. Kilka
kilometrów przez stacją Wschowa znajdował się
posterunek odstępowy Dębowa Łęka, został zamknięty
bardzo dawno temu, ale aż do początku lat 90. istniał a
jego urządzenia były cały czas konserwowane na
wypadek "W". Następna za Wschową stacja - Stare
Drzewce powstała dużo później niż linia, niestety brak
jest danych w chwili obecnej czy zanim powstała stacja
istniał tu jakiś posterunek ruchu. W ostatnich latach
wielkich oszczędności stacja została zamknięta i
pozostawiając czynną nastawnię dysponującą, utworzono
w ten sposób posterunek odgałęźny w formie przejścia
międzytorowego. Ze stacji Stare Drzewce odchodziła
krótka bocznica do lasu, która pewnie służyła tylko do
wywozu drzewa, nie ma po niej śladu, została zapewne
rozebrana przed wojną. Kilka kilometrów dalej linia
wchodzi już na teren województwa dolnośląskiego.
Ponownie jednak przecina granicę lubuskiego niedługo
przez dawną stacją Przecław Szprotawski, która po
wojnie została mijanką. Dworzec tutaj spłonął w czasie
działań wojennych. Postawiono drugi, ale i on nie
dotrwał do obecnych czasów. Przechodząc przez stację
węzłową Żagań i Żary linia dociera do swego kresu
znajdującego się mniej więcej na środku mostu nad rzeką
Nysa Łużycka. Pozostałe stacje węzłowe na tym odcinku
w zasadzie już dawno utraciły ten status. Nie licząc
Szprotawy, która węzłem nie jest od 1945 roku, to stacje
Niegosławice, Sieniawa Żarska i Tuplice, oraz
wcześniejsza Wschowa były stacjami węzłowymi w
ruchu pasażerskim w zasadzie do początku lat 90. Dziś
większość bocznych linii jest rozebrana, a w przypadku
Niegosławic, południowa odnoga jest de facto
rozkradziona do cna. Budynki dworcowe na linii nie
zachowały się w wymienionym już Przecławiu
Szprotawskim, Dzikowicach, Marszowie, Lipinkach
Łużyckich i na dawnej stacji Tuplice Dębinka. Nie
istnieją też dworce w Szprotawie i Tuplicach. Dworzec
w Szprotawie został zastąpiony nowym w czasach PRL,
ale ładny to on nigdy nie był, chyba że w dniu odbioru, a
dworzec w Tuplicach nigdy nie został odbudowany, jego
funkcję przejął dworzec boczny zwany też
południowym. Jak na każdej głównej linii i tu w czasie
wojny lub krótko przed nią powstał szereg posterunków
odstępowych, ślady po nich zostały tylko w
dokumentacji kolejowej, w szczególności operatach
profilowych, ale nie ma tam podanych żadnych nazw.
Nie mając żadnych danych niemieckich o istnieniu
takich posterunków, a mając ich kilometr, trzeba by im
nadać nazwę własną, pisaną kursywą, która pozostanie
do czasu odnalezienia innych starych dokumentów. W
większości przypadków posterunki te po wojnie nie
dostały już raczej polskich nazw, a ponieważ część z
nich powstała około 1943 roku, nie ma ich nawet na
mapach niemieckich wydanych na początku wojny.
Nowszych egzemplarzy już pewnie nie zdążono wydać.
Posterunki istniały więc raptem dwa lata, lub nawet
krócej. Z linią kolejową nr 14 wiążą się jeszcze dwie
tajemnice, które być może uda się kiedyś jednoznacznie
rozwiązać. Pierwsza z nich to proste pytanie: w jaki
sposób przechodziła ta linia jako dwutorowa przez
dwutorowy most na Bobrze pod Żaganiem wraz z
trzecim torem linii biegnącej z Wolsztyna. Wbrew
pozorom nie jest to pytanie z łatwą odpowiedzią. Ale
zacznijmy od początku. Otóż do roku 1890 po
zbudowanym już w 1846 roku moście o szerokości
dwóch torów, przechodził tor ówczesnej linii Leszno -
Jankowa Żagańska. Niestety nie wiemy, po której stronie
konstrukcji. W roku 1890 ukończono budowę linii z
Nowej Soli i jej tor puszczono po tym samym moście w
miejscu na drugi tor linii głównej. Jeśli dotychczasowy
tor linii głównej biegł po lewej stronie, to nie trzeba go
było nawet przesuwać. Zaledwie dziewięć lat później na
linii głównej pojawia się drugi tor. W związku z tym
zachodzi potrzeba wybudowania przęseł pod tor linii z
Nowej Soli. Z nieznanych dziś przyczyn, most ten został
wybudowany jako konstrukcja stalowa w liczbie
dziesięciu przęseł parabolicznych z jazdą górą. Przęsła te
jednak oparto na szerszych od strony południowej
filarach starego mostu i na tych przęsłach ułożono drugi
tor linii głównej, pozostawiając tor linii z Nowej Soli w
dotychczasowym miejscu. Ewentualnie doszło do
drobnych przełożeń toru głównego, gdyż nie wiadomo z
której strony biegł oryginalny pierwszy tor z Leszna. W
czasie działań wojennych stalowy most uległ
poważnemu uszkodzeniu i nie było na nim możliwości
prowadzania ruchu pociągów. Linia główna nadal jednak
pozostawała dwutorowa, gdyż wojska radzieckie jeden z
torów przekuły na szerokość 1524 mm. I znów powstał
problem jak mają przejechać pociągi z Nowej Soli do
Żagania. Zwykle w takich sytuacjach robiło się splot
torów i budowało tymczasowy posterunek osłonny. W
przypadku tego mostu powstał jednak posterunek
odgałęźny i zapewne było to spowodowane brakiem
skrajni pociągów jadących po torze szerokim. Posterunek
nazwano Bober, z dwóch stron mostu wbudowano dwa
rozjazdy i ustawiono trzy semafory wjazdowe,
posterunek jako tymczasowy przetrwał wojnę o dwa lata,
mimo iż już nie było drugiego szerokiego toru, gdyż
został on rozebrany i wywieziony na wschód (po torze
normalnym!) jak tylko przestał być potrzebny. Po
likwidacji posterunku Bober, tor normalny linii głównej
przełożono w miejsce toru szerokiego, a w miejsce toru
linii głównej położono tor linii z Nowej Soli. Oczywiście
nikt nie przekładał torów na całej długości mostu, tylko
robiono to przed i za mostem w postaci przekładania
samych dojazdów do mostu. Taki układ pozostał na
wiele późniejszych lat. Dopiero w czasach nam bliższych
nastąpił wypadek. Za jednym z pociągów jadących linią
główną (lub za drezyną) urwał się betonowy parapet po
południowej stronie mostu, wybudowany wcześniej z
powodu jakichś prac inwestycyjnych. Po tym zdarzeniu,
ze względów bezpieczeństwa ponownie dokonano
przełożenia dojazdów do mostu, tak że linia główna
znalazła się po północnej stronie mostu. Linia do Nowej
Soli była już wówczas nieczynna w ruchu pasażerskim,
więc w tor linii głównej wbudowano zwyczajny rozjazd
w kierunku Starej Koperni, gdyż tylko do tamtego
punktu ta linia była wówczas używana. Pozostały
odcinek do Żagania przechodzący ponad linią nr 14
został zdewastowany i rozkradziony. Można się pokusić
o stwierdzenie, że po wbudowaniu rozjazdu historia
zatoczyła koło i wróciła w to samo miejsce! Tak
najprawdopodobniej wyglądała ta historia, dziś po
stalowym moście nie ma najmniejszego śladu, jedynie
brak po południowej stronie mostu oryginalnych barierek
z 1846 roku zdradza, że historia tego mostu nie biegła
jednym torem! Druga tajemnica linii wiąże się z ukrytą
głęboko w lasach wybudowaną w latach 1939 - 1941
stacją towarową Myszków, która powstała w związku z
budową tuż obok ogromnego kompleksu fabryki
chemicznej należącej do dużego koncernu Deutsche
Sprengchemie GmbH. W fabryce tej w ścisłej tajemnicy
produkowano wszystko to, bez czego nie dałoby się
prowadzić wojny. Od stacji Myszków (wówczas Groß
Bademeusel) wyprowadzono szereg bocznic kolejowych
w każdy zakątek tego ogromnego zakładu. Dziś już
wszystko skrywa gęsty las, ale po dłuższym szukaniu
można odnaleźć dwie lokomotywownie oraz cztery
żelbetowe rampy przeładunkowe przykryte dachami
również z żelbetu, oraz setki metrów śladów po torach, z
których niektóre zostały specjalnie zatarte w terenie i
zasadzone lasem. Po stacji Myszków niestety nic nie
zostało, po za kupą gruzów po dwóch nastawniach i
śladami na podkładach w postaci otworów po
zdemontowanych rozjazdach. Stacja przetrwała wojnę
długo. Istniała aż do końca zimnej wojny i cały czas była
konserwowana i gotowa do użytku, choć potrzebną się
nie stała. Część bocznicy w obrębie dawnych torów
zdawczo-odbiorczych, była wykorzystywana przez
wojsko, a pod sam koniec przez różne firmy. Ale i po
niej pozostała tylko sterta kamieni. Po linii nr 14 w
granicach województwa ruch pociągów jest obecnie
prowadzony tylko i wyłącznie na odcinku Żagań - Forst,
z tego na odcinku Żary - Żagań jest jeszcze całkiem
sporo pociągów, ale od Żar na zachód, nie można już
tego kursowania nazwać ofertą skierowaną do
potencjalnych pasażerów. Pociągi jeżdżą chyba same dla
siebie i dla nielicznie się tu zapuszczających miłośników kolei.

Kolejną linią położoną częściowo na obszarze
województwa, jest popularny Ostbahn, czyli inaczej
mówiąc dawna Pruska Kolej Wschodnia, łącząca Berlin
z ówczesną stacją graniczną Eydtkuhnen, leżącą na
granicy Prus i Rosji. Notabene stacja ta nadal jest
graniczną, tylko teraz obecnie pomiędzy Obwodem
Kaliningradzkim a Litwą i nazywa się Czernyszewskoje.
Onegdaj właśnie kilometraż tej linii biegł z Berlina do
ww. stacji granicznej. Obecnie jest to linia kolejowa nr
203 Tczew - Kostrzyn i ostatnie 100 km tej linii znajduje
się w województwie lubuskim. Linia stanowi wdzięczny
temat dla fotografowania dla wielu pasjonatów, a w
szczególności pociągi po niej kursujące. Zachowała
dawny klimat choć niewiele już brakowało pod koniec
lat 80. żeby została zelektryfikowana. W latach
międzywojennych, strona niemiecka szczególnie
naciskała na wyłączenie jej i biegnącej w pobliżu
głównej drogi spod jurysdykcji polskiej i utworzenie w
ten sposób eksterytorialnego korytarza transportowego
do Prus Wschodnich. Dziś również stanowi ważny
korytarz komunikacyjny i widać to między innymi
poprzez masy cisnących się pasażerów na trasie Krzyż -
Kostrzyn, próbujących się ulokować w notorycznie
małych jak na te potrzeby autobusach szynowych.
Większość stacji na linii posiada nadal całkowicie
mechaniczne urządzania srk wraz z sygnalizacją
kształtową. Jedynie na stacji Wawrów i Gorzów
Wielkopolski istnieje sygnalizacja świetlna. Sygnalizację
świetlną posiadała też do czasu likwidacji stacja
Dąbroszyn. Pozostałe zlikwidowane już stacje, czyli
Stare Bielice, Sarbiewo i Kamień Mały posiadały do
końca swego istnienia semafory kształtowe. Z
istniejących obecnie stacji, jedynie Santok jest stacją
nieczynną i funkcjonuje jako posterunek odgałęźny.
Podobnym posterunkiem było kiedyś Łupowo, ale to
zamierzchłe czasy. Wszelkie posterunki odstępowe jakie
powstały na tej linii, są już dawno historią. Do chwili
obecnej przetrwała jedynie nastawnia posterunku
Chmieliniec, tuż przed Gorzowem Wielkopolskim, gdyż
służy ona jako strażnica przejazdowa. Nieopodal tego
przystanku wiele lat temu utworzono prowizoryczny
przystanek osobowy Gorzów Wielkopolski Teatralna,
który istniał na czas remontu estakady. Estakada ta nie
powstała wraz z linią, pierwotnie pociągi jeździły w
Gorzowie na poziomie ulic, ale ze względu, że prawie
całkowicie odcinały one miasto od rzeki i bardzo
utrudniały życie ówczesnym mieszkańcom, wzniesiono
ową budowlę, dziś najdłuższą estakadę kolejową w
Polsce. Na całym odcinku tej linii znajdującej się w
województwie lubuskim, nie przetrwały próby czasu
tylko dwa dworce. Pierwszy w Łupowie, który do końca
swego istnienia był okrutnie dewastowany wraz ze
znajdującym się wewnątrz zabytkowym zegarem
stacyjnym. Drugi dworzec poległ w Kamieniu Małym,
niewykluczone, że wraz z likwidacją stacji. Na jego
miejsce wybudowano coś na kształt budynku
nowoczesnego, ale i on jak przestał być potrzebny,
najpierw został zniszczony a potem zburzony. Dziś w
jego miejscu stoi kompletnie zbutowana i pobazgrana
metalowa wiata peronowa, która robi za świetlicę
młodzieżową, czynna całą dobę! Z ważniejszych bocznic
na linii należy wymienić tę odchodząca od stacji
Wawrów, do przemysłowej dzielnicy Gorzowa
Wielkopolskiego i nieistniejąca już od lat długa bocznicę
do dwóch cegielni na stacji Witnica. Za stacją Kostrzyn
linia przekracza najpierw Wartę, a chwilę później Odrę,
przekraczając jednocześnie granicę państwa.

Następna linia kolejowa nosi numer 273 i przechodzi przez drugą
stolicę województwa, czyli Zieloną Górę. Ta linia nosiła
niegdyś dumne miano
Nadodrzańskiej Magistrali
Kolejowej. Dziś trudno używać takiego określenia, dla
linii, w którą wprawdzie w ostatnio minionych latach
zainwestowano poważne pieniądze, to nadal czas jazdy
do Wrocławia i Szczecina specjalnie się nie polepszył.
Do niedawna dochodziło nawet do paradoksów w
rodzaju, że pociąg jadący z Nowej Soli do Zielonej Góry,
pokonywał tę trasę w 20 minut, a w kierunku odwrotnym
nawet godzinę i 10 minut! Było to spowodowane
fatalnym stanem toru nr 2 na całym tym odcinku. Kilka
lat wcześniej tak samo było na torze nr 1, ale to już
historia. Wreszcie przyszedł czas i na tor nr 2, obecnie
trwają prace na szlaku Niedoradz - Stary Kisielin. Gdyż
odcinek toru nr 2 szlaku Nowa Sól - Niedoradz został
już wyremontowany. Chodzą słuchy, że mają też
remontować obydwa tory od Starego Kisielina do
Zielonej Góry i od Czerwieńska Towarowego do
Bytnicy. Gdyby to zrobiono, to już w zasadzie można by
było orzec, że jeździ się jak w cywilizowanej europie. Bo
te niskie prędkości, szybko wykańczają pasażerów!
Modernizacja ma jednak i smutne strony. W Nowej Soli
przestał istnieć peron numer trzy, z którego odjeżdżały
pociągi do Wolsztyna i Żagania. Taki symboliczny ich
kres! Linia nr 273 w granicach województwa ma ponad
150 km długości i mieści się na niej 15 czynnych i 1
nieczynna stacja, 7 przystanków osobowych, z których
dwa znajdują się w miejscu rozebranych stacji. Można
też odszukać ślady po trzech nieistniejących mijankach, z
których każda dawniej była tylko posterunkiem
blokowym. Po dawnych czasach na linii pozostał jeszcze
jeden posterunek blokowy i zarazem przystanek
osobowy - Przylep. Do niedawna pełnił jeszcze funkcję
posterunku osłonnego, podobnie jak nieistniejący od lat
posterunek Droszków. Ich funkcja polegała na
przekładaniu zwrotnicy za pociągiem, jadącym po torze
właściwym do Zielonej Góry i zabezpieczaniu dalszego
szlaku przed ryzykiem zbiegnięcia wagonów do
Czerwieńska i Niedoradza, po dużym spadku toru. A
różnice wysokości między kolejnymi posterunkami są tu
naprawdę imponujące. Na linii zachowały się wszelkie
budynki dworcowe, choć kilka nich wygląda, jakby już
była zwyczajnie niepotrzebna. Nie przetrwały tylko
malutkie dworce w Drzeńsku i Radowie. Najbardziej
zadbanym obiektem na linii jest dworzec w Bytomiu
Odrzańskim, który po tym jak został wydzierżawiony od
PKP, stanowi żywą wizytówkę, jak powinny wyglądać
dworce czynne w ruchu pasażerskim. Wrażenie robi też
zmiana jego otoczenia, z zapuszczonych krzaków, miasto
uczyniło mały park, w którym można wygodnie
odpocząć. Do odwiedzin w Bytomiu Odrzańskim
zaprasza coraz to inny plakat widoczny z każdego
przejeżdżającego tu pociągu. Choć ziemia lubuska to nie
góry, na tej linii kolejowej znajduje bardzo długi tunel
pod autostradą. Jego długość wynosząca 122 m, sprawia
że spokojnie można go nazwać tunelem. Wybudowano
go w 1984 roku w ramach budowy kolejowej obwodnicy
Rzepina. Pierwotnie był o połowę krótszy, ale został
wydłużony w ramach budowy autostrady A2 biegnącej w
miejscu dotychczasowej drogi krajowej nr 2. Obwodnica
kończy się na posterunku odgałęźnym Drzeńsko i od
tego miejsca linia biegnie dalej po swoim oryginalnym
przebiegu. Przed samym Kostrzynem znajduje się
jeszcze posterunek odgałęźny w formie trapezu o nazwie
Chyrzyno. Do czasu jak włączały się tu w linię główną
pociągi biegnące od strony Rudnicy, to nastawnia wraz z
istniejącymi wówczas peronami znajdowała się trochę
dalej na południe. Dziś nie ma po nie żadnych śladów.
Od toru nr 2 na szlaku Ługi Górzyckie - Chyrzyno
odchodziła linia kolejowa zbudowana w latach 70. na
potrzeby wojsk Układu Warszawskiego, można było na
nią wjechać zarówno od strony Chyrzyna, jak i od strony
stacji Ługi Górzyckie. Przez stację Kostrzyn linia
przechodzi dołem w okręgach nastawczych Ko11, Ko12,
KoB i KoB13. W tych dwóch pierwszych w ciągu
ostatniego czasu zmieniono sygnalizację kształtową na
świetlną. Nastawnia KoB jest jednocześnie osią stacji
Kostrzyn Towarowy KoB, która nie istnieje jako
samodzielna stacja, a występuje jedynie w rożnej
dokumentacji kolejowej. Tak samo jak położona o sześć
metrów wyżej stacja towarowa Kostrzyn Towarowy
KoA. W dokumentacji obie występują jako Kostrzyn
Towarowy, ale w rzeczywistości to dwa różne miejsca.
Od niedawna oko przyciąga pięknie wyremontowany
dworzec w Kostrzynie, przy którym trwają nadal prace
wykończeniowe. Niestety skończy jak pozostałe tak
pięknie odnowione, czyli będzie stał pusty ze względu na
zbyt wysoki czynsz jaki życzy sobie PKP S.A. za
przyjemność prowadzenia interesu w takich obiektach.
Taką dygresją można by w zasadzie zakończyć krótki
opis tej linii kolejowej. Jeszcze jako ciekawostkę warto
przytoczyć fakt, że na północ od Kostrzyna odchodziła
od linii bocznica do obozu jenieckiego Stalag III c, nie
ma po niej praktycznie żadnych śladów, oprócz przerwy
w betonowej drodze w środku lasu w Drzewicach. Do
niedawna nie było nawet wiadomo w jaki sposób ona
odchodziła od linii. Udało się to ustalić zwykłym
przypadkiem, przeglądając mapy katastralne okolic linii
kolejowej, w ten sposób wykryto działkę o kształcie
jednoznacznie wskazującym odejście jakiegoś toru.
Ustalenie reszty przebiegu bocznicy było czystą
formalnością, dla wprawnego oka. Podobnym
przypadkiem było odnalezienie ruin po nastawni mijanki
Drawica. Wprawdzie widać dokładnie z pociągu
wysadzony dach tego posterunku leżący na stercie gruzu,
ale trafić już tam np. rowerem to rzecz niepodobna, gdyż
na przestrzeni 10 km lasu, jak i wszędzie wszelkie
drzewa i drogi są do siebie łudząco podobne. Ruiny
udało się odnaleźć, dzięki obliczeniu ile czasu może
zająć dojechanie do nich rowerem, drogą leśną biegnącą
około 300 m od torów. Gdy wyznaczony czas minął,
autor skręcił w pierwszą przecznicę leśną i...trafił wprost
na nastawnię!

Następnym szlakiem biegnącym przez
województwo lubuskie jest fragment linii kolejowej nr
275 Wrocław Muchobór - Gubinek. Od stacji Leszno
Górne aż do samego końca znajduje się ona właśnie w
tym województwie. Linia ta choć stanowi jedną całość,
tak naprawdę składa się przecież z dwóch różnych linii
wybudowanych w dużym odstępie czasu, obie jednak
miały jeden cel - Berlin! I do lutego 1945 roku tylko do
tego służyły. W tym samym jeszcze roku, po
wyznaczeniu granicy na Nysie Łużyckiej, gwałtownie
straciły na znaczeniu, a później zmieniono tak
kilometraż, że powstała jedna linia. To właśnie po niej
kursowały legendarne pociągi o nazwie "Latający
Ślązak", o ich szybkości wprawdzie powstało mnóstwo
legend (podobnie jak o mostach w Stańczykach), ale
faktem jest że z Wrocławia do Berlina, jechało się o
wiele krócej niż obecnie! Była to kolejna linia, na której
powstał szereg posterunków odstępowych, dla jeszcze
szybszego przepuszczania pociągów, na długich
odcinkach międzystacyjnych. Niestety żaden z nich nie
dotrwał do naszych czasów, jedynie z dawnego bloku
Sieraków, kilka kilometrów za Lesznem Górnym
pozostała stojąca bez dachu i stropów dawno
zapomniana ruina. Tylko na odcinku Leszno Górne -
Małomice takich posterunków istniało aż trzy. Następnie
były dwa do Żagania i potem dopiero za Bieniowem.
Między Żaganiem a Bieniowem istniała duża stacja o
nazwie Olszyniec, ale nie przetrwała zbyt długo,
zapewne została wywieziona głąb Rosji wraz z drugim
torem z tej linii. W Polsce przez pewien czas był to
przystanek i ładownia, a potem jeszcze przez kilka lat
tylko sama ładownia. Dziś w tym miejscu biegnie
pojedynczy tor, na dodatek już nieczynny, gdyż jakiś
czas temu duży samochód uszkodził przęsło wiaduktu
nad drogą krajową nr 12. Od Bieniowa do Lubska jest
prowadzony jeszcze sporadyczny ruch pociągów
towarowych. Pociąg jadąc tam mija przystanek Jasień
posiadający obecnie tylko jeden tor przy peronie. Tylko
tyle zostało z pięknej dużej stacji węzłowej łączącej
onegdaj dwie linie dwutorowe w jedną nitkę biegnącą
niemal identycznie prosto kierunku Berlina. Na tej stacji
było wszystko, dziś nie ma nic. Po dwóch nastawniach i
olbrzymim magazynie towarowym dziś nie sposób w
krzakach znaleźć nawet kupki gruzu. Stacja ta jak i inne,
zanim wszystko zostało tu zburzone, przeżyła gehennę
dewastacji każdego elementu po sto razy. Podobnie było
na sąsiedniej stacji Lubsko. Stacji ogromnej, gdyż do
roku 1945 była to stacja rozrządowa o długości kilku
dobrych kilometrów. W późniejszym okresie, jak
wszystko co miało zostać na zawsze wywiezione przez
"wyzwolicieli" zostało wywiezione, była już stacją
skromniejszą, ale nadal imponowała rozmachem dworca
i dwoma parowozowniami. W najlepszych czasach
składała się z czterech dworców: głównego,
południowego, towarowego, rozrządowego i na dodatek
jeszcze przystanku osobowego naprzeciw dworca
towarowego. Wszystko skończyło się ostatecznie w 1995
roku po zawieszeniu i tak już skromnych połączeń do
Żar i zdjęciu obsługi z nastawni. Po tym akcie złomiarze
miejscowi jakby wpadli w szał, przez wiele lat stację
rozkręcali, wyrywali, wyszarpywali aż nie został z niej
praktycznie kamień na kamieniu. Łupem padło
dosłownie wszystko, łącznie z pozostawionymi przez
kolej parowozami, z których jeden był kiedyś maszyną
serii Pt 47 o numerze 105 lub 102. Zniknęły też stalowe,
obudowane drewnem wiaty z peronów. Na koniec
poburzono wszelkie budynki poza zamieszkałym
dworcem i zajętą na prywatną firmę dawną
parowozownią towarową. Znamiennym przykładem
losów stacji kolejowej Lubsko, jest zdarzenie sprzed lat:
autor tego tekstu, będąc na zawodach żużlowych w
Zielonej Górze, zupełnym przypadkiem usłyszał
rozmowę zbieracza złomu (wynoszącego puszki po
napojach ze stadionu) z menelikami zbierającymi puste
butelki - "przestańcie zbierać to szkło, jedźcie na tory do
Lubska, tam wszyscy kradną!". Wszyscy! Dziś jest tu
kilka zaledwie torów przechodzących przez wpół
zdemontowane rozjazdy, ustawione tak, aby tylko na
bocznicę przelewni paliw mógł przejechać jeszcze
pociąg. Reszta jest milczeniem, choć należy jeszcze
dodać, że kolejna stacja, czyli Jasienica Gubińska
skończyła podobnie. Piękny tamtejszy dworzec też został
rozszabrowany do lica i trwało to bardzo krótko.
Poznikały też szyny na całych kilometrach szlaku do
Gubinka, ale tego nie zrobili już miejscowi złodzieje,
tylko zorganizowana szajka, która musiała w taką akcję
najpierw zainwestować, spore środki. Opłaciło się! Co
dziś widać dokładnie w lasach Mierkowem a Gębicami
Gubińskimi! Od tej linii też odchodziła linia wojskowa w
pobliże brzegu Nysy Łużyckiej. Podobny tor istniał po
stronie niemieckiej. Na koniec warto jeszcze wspomnieć
o moście kolejowym w Gubinku. Stoi w zasadzie od
wojny kompletnie niepotrzebny, zadrutowany tak bardzo
ostrym drutem, że lepiej się nie zbliżać! Można sobie
zadać tylko pytanie, czy w przyszłości ktoś się podejmie
kiedyś odbudowy najkrótszego połączenia Wrocławia z
Berlinem? Na razie się na to nie zanosi, ale kto wie...

Kolejna linia przechodząca częściowo przez
województwo lubuskie, to linia nr
282 Miłkowice -
Jasień. Po likwidacji odcinka Sieniawa Żarska - Jasień
stała się ona linią Miłkowice - Żary. Odcinek Żary -
Sieniawa Żarska po wojnie był zawsze wspólny z linią nr
14, gdyż osobna para torów wyjechała w niewiadomym
kierunku. Wiadomo tylko, że na wschód. Właśnie na tej
linii znajduje się opisany wcześniej najstarszy węzeł
kolejowy w województwie - Jankowa Żagańska. Węzeł
w Żarach powstał ponad dwadzieścia lat później, więc
niewykluczone, że pierwotnie tory linii do Berlina
prowadziły w obecnym miejscu linii nr 14 na odcinku do
Sieniawy Żarskiej. Oprócz dwóch wymienionych na linii
znajdowały się jeszcze dwie stacje: Żary Kunice
(dawniej Kunice Żarskie) i Lipsk Żarski. Po wojnie w
okolicy wsi Lisia Góra wyznaczono przystanek osobowy
Lisice. Dlaczego powstał i dlaczego tak go nazwano,
tego już dziś nikt nie wie. Istniał ledwie parę lat.
Również w czasach nam bliższych korzystając z
istniejącego torowiska ze stacji Żary wyprowadzono
długą bocznicę do zakładów produkcji płyt pilśniowych.
Po rozebranym odcinku linii jeszcze długi czas w lasach
nad Lubszą będą istnieć i przypominać o świetności tych
terenów wielkie ceglane mosty, właśnie nad wymienioną
rzeką. Tu warto dodać, że tory od Sieniawy Żarskiej do
Jasienia biegły ciągle po spadku.